Architekt musi być trochę iluzjonistą

Rozmowa z architektkami: Magdaleną Federowicz-Boule i Anną Federowicz

Zdarzają się w świecie architektury – zarówno polskiej, jak i zagranicznej – zgrane duety. Czasami są to partnerzy życiowi, czasami pary rodzic-dziecko. Nie przychodzi mi jednak do głowy pracownia architektoniczna, a tym bardziej tak znana pracownia, którą kierowałyby siostry bliźniaczki.

Jak do tego doszło? Czy zawsze miałyście podobne zainteresowania? Twórcze zdolności przejawiałyście zapewne już wcześniej?

Arch. Magdalena Federowicz-Boule: Od dzieciństwa miałyśmy ciągoty artystyczne. Ale i ekologiczne, chociaż wówczas nie byłyśmy tego świadome. Budowałyśmy na przykład domki dla mrówek z mchu. Z bazi robiłyśmy małe laleczki i tworzyłyśmy dla nich ubranka. Później zaczęłyśmy szyć dla siebie. W tych czasach kreatywność była mile widziana. W pewnym sensie nawet wymuszona. Zawsze robiłyśmy wszystko razem. Gdy byłyśmy dziewczynkami, a później dziewczynami, rodzice czuli się chyba bezpieczniej umieszczając nas w tych samych szkołach – obie kończyłyśmy liceum im. Tadeusza Reytana w Warszawie, potem obydwie poszłyśmy na Politechnikę Warszawską na Wydział Architektury, oczywiście dlatego, że tego chciałyśmy.  /fot. Bartek Barczyk/

Arch. Anna Federowicz: Kiedy przez tak długi czas podążasz tym samym traktem, ramię przy ramieniu, to w pewnym momencie budzi się potrzeba odłączenia, popracowania nad własną indywidualnością. Zaraz po studiach miałyśmy przez chwilę wspólną pracownię, ale szybko postanowiłyśmy się od siebie oderwać – każda zapragnęła odnaleźć swoje miejsce w środowisku. Rozdzieliłyśmy się więc zawodowo i każda poszła własną drogą. Doświadczyłyśmy samodzielności, zobaczyłyśmy to, co chciałyśmy, zgromadziłyśmy własne doświadczenia. Dzisiaj każda z nas jest niezależną, dojrzałą kobietą. W pewnym momencie nastąpiło ponowne połączenie naszych ścieżek i jest to bardzo ciekawy mariaż dwóch sposobów myślenia.

Czy działacie też na innych artystycznych polach?

AF: Tworzenie biżuterii to jedna z naszych artystycznych pasji, a także malujemy – obrazy olejne i akwarele. Myślę, że w każdym architekcie jest dusza artysty – po pracy potrzebujemy odpocząć od dyscypliny i matematycznej precyzji, której wymagają projekty.

MFB.: Obie lubimy szybkie szkice, które nazywamy carnet de voyage – dziennik z podróży. Rysujemy je piórkiem i lawujemy akwarelką. Wielu naszych profesorów uprawiało czynnie inne niż architektura sztuki plastyczne. Uważam, że wydział architektury w Warszawie reprezentuje bardzo wysoki poziom, jeśli chodzi o rysunek i malarstwo. Przekonałyśmy się o tym podczas wymiany studenckiej, na którą poleciałyśmy do Stanów Zjednoczonych, do University of Detroit Mercy. Tam wszyscy z szacunkiem patrzyli na nasze prace. Tradycyjne, europejskie wykształcenie zostaje w człowieku. Oznacza szersze spojrzenie i tę, unikatową dzisiaj, „manualność”, którą notabene bardzo doceniają nasi klienci. Teraz, kiedy wszystko można wygenerować w komputerze, wartością okazuje się fakt, że projektant potrafi stworzyć coś własną ręką.

Co w waszym podejściu do tworzenia architektury jest różne, a co wspólne?

AF: Myślę, że jesteśmy różne, że tak powiem, designersko. Natomiast nasz sposób prowadzenia i organizacji biura jest w istocie bardzo podobny. Obie chętnie rozmawiamy z zespołem na temat designu. Absolutnie nie jest tak, że chcemy wszystko same odkrywać i kreować. Młodzi ludzie mają bardzo ciekawe pomysły! U nas często zdarzają się burze mózgów…

MFB: Burze mózgów i inne spotkania jak mini konkursy na „Storytelling” do projektu – bardzo twórcze dla nas wszystkich. Chcemy być różne! Ale pragniemy też odnaleźć obszar wspólny.

Jak określiłybyście swój styl – zarówno w przypadku architektury, jak i architektury wnętrz? Jakimi słowami opisałybyście tworzone przez siebie projekty?

MFB: Powiedziałabym, że mój styl ewoluuje. Całe życie się uczę. Jeśli chodzi o wnętrza to pamiętam, że gdy zaczynałam karierę, akceptowałam wyłącznie minimalizm – bardzo dobrej jakości materiały, grę proporcji i żadnych zbędnych, jak je wówczas postrzegałam, dekoracji. Potem byłam zafascynowana kolorem, wzorami, strukturami. Moje podejście zmieniło się na przestrzeni lat, lecz nadal bliska jest mi zasada „mniej znaczy więcej”. Powracam do minimalizmu, chociaż nie w tak radykalnej formie jak na początku mojej drogi. Dzisiaj w myśleniu o minimalizmie, oprócz kwestii czysto formalnych, bardzo ważne są dla mnie również wątki ekologii i szeroko rozumianej natury.

AF: Ja myślę o swojej pracy w bardzo podobny sposób jak Magda. Tyle, że dodałabym jeszcze modernizm jako punkt odniesienia.

Projekty wnętrz spod kreski Tremend są eleganckie, bardzo nastrojowe, jasne, a zarazem dające poczucie kameralności, intymności. Czy macie swoje sprawdzone sztuczki, którymi osiągacie tę nastrojowość?

MFB: Każdemu z naszych projektów przyświecają idee, które określane są jako „Storytelling” i „Local touch”. One nabierają formy, zarysu w procesie kreatywnym, który w naszym zespole jest punktem wyjścia dla każdej powstającej koncepcji. I one później – te historie, które opowiadamy językiem architektury wnętrz, te cytaty z lokalnych tradycji – sprawiają, że te realizacje są niepowtarzalne, zapadają w pamięć, inspirują. Dopiero w następnym etapie przechodzimy do tych zabiegów, które są zabiegami stricte projektowymi. Są to zabiegi dotyczące zarówno samego oświetlenia jak i użycia szkła oraz luster, które powiększają przestrzeń. I to nimi przede wszystkim kreujemy tę nastrojowość…

No właśnie – pytanie o to, jak optycznie „powiększyć przestrzeń” to jedno z popularniejszych zagadnień wyszukiwanych w internecie dotyczących zasad projektowania wnętrz. Czy to znaczy, że architekt w istocie powinien być trochę magikiem, iluzjonistą?

MFB: Bardzo często tak jest! Zdarza się na przykład, że mamy zbyt niskie pomieszczenie, a chcielibyśmy je optycznie „uprzestrzennić”. Możemy to zrobić poprzez materiały odbijające umieszczone na suficie, na przykład różne rodzaje blach. Zaś na ścianach z pomocą przychodzą nam lustra, które – dla mnie, jako architektki – są jednym z ulubionych elementów dekoracyjnych we wnętrzach, bardzo „plastycznym”, stwarzającym pole dla kreatywności, swoistej „gry projektowej”. Lustra na ścianach powiększają przestrzeń: w lobby, przestrzeniach biznesowych, pokojach itd. I to ostateczne wrażenie możemy wykreować wtedy poprzez uzupełnienie innymi elementami: oświetleniem, jasnymi materiałami, zróżnicowaniem struktur albo połączeniem wnętrza z zewnętrzem przy pomocy elementów szklanych.

Jak najczęściej stosujecie lustra w Waszych projektach wnętrz?

MFB: Często właściwości luster, o których wspomniałam, są bardzo pomocne w niewielkich przestrzeniach. Ale lustro jako element wnętrza nie tylko umożliwia powiększenie czy, poprzez odbicie światła, rozjaśnienie pomieszczenia. Poza funkcjonalnością, samo w sobie może też być dekoracją, akcentem stylistycznym, formą wprowadzenia sztuki do wnętrza. Zdarza nam się projektować takie eleganckie dividery w stylu art deco, w których wykorzystujemy fragmenty luster albo kolorowych szkieł, tak jak to zrobiliśmy w naszym projekcie restauracji Crowne Plaza w Warszawie. Zastosowaliśmy tam różne formy i kształty luster, by podkreślić ten wymiar dekoracyjny. W zeszłym roku oficjalnie zostałam też Ambasadorką Sint-Gobain Glass, co również wpłynęło na pogłębienie mojej fascynacji lustrami, które współcześnie są przecież bardzo różnorodne i dają architektom wiele możliwości – by wymienić tylko lustra kolorowe albo szkła z efektem lustra, które mogą odbijać światło lub być zupełnie przejrzyste.

Czy macie swoje ulubione realizacje z użyciem luster, które Was inspirują?

MFB: Najbardziej lubię właśnie te dividery w stylu art deco (śmiech)! Na przykład takie, które mają połączenia z mosiądzu, miedzi bądź innego metalu z lustrami i gdzie te lustra są formowane w różnych kawałkach. To daje niesamowity efekt, one z każdego kąta prezentują się nieco inaczej, to w nich lubię najbardziej. Bardzo lubię też duże lustra w dużych przestrzeniach. To jest bardzo silny, wyrazisty akcent. Tylko wtedy tym bardziej musimy pamiętać, by te lustra miały co odbijać! Czasami zdarzają się takie błędy projektowe jak np. umieszczenie lustra na ścianie recepcji hotelowych czy biurowych, kiedy odbija się cały bałagan, to co powinno być niewidoczne dla gości. Lustro potrzebuje mieć piękne tło do odbicia! To bardzo wymagające zagadnienie i trzeba być bardzo uważnym. Ale też pozostawia ogromne pole dla wyobraźni! Zadanie to ułatwia wielość dostępnych wariantów i modeli różniących się wielkością, kształtem, kolorem czy rodzajem szklanej tafli.

A jakie Trendy w zakresie zastosowania luster we wnętrzach obserwujecie współcześnie?

MFB: Wiodące trendy w wykorzystaniu luster we wnętrzach obejmują minimalistyczne formy, asymetryczne kształty oraz interaktywne funkcje, które integrują się z nowoczesnymi technologiami. Takie rozwiązania świetnie sprawdzają się we wnętrzach użyteczności publicznej oraz hoteli, jako wyraźny akcent w najbardziej reprezentacyjnych przestrzeniach. W przestrzeniach użyteczności publicznej szczególnie istotne są aspekty bezpieczeństwa – lustro z dodatkową warstwą żywicy, która chroni przed odpryskami szkła w przypadku rozbicia wychodzi naprzeciw potrzebom zarówno architektów, jak i użytkowników. Bardzo mnie to cieszy, że najnowsze trendy nie ograniczają się tylko do estetyki, ale też funkcjonalności i komfortu użytkownika.

Wróćmy jeszcze do Was samych – co uznajecie za swoje największe dotychczasowe osiągnięcia?

AF: Wiesz, ja nigdy nie działałam dla osiągnięć… W ogóle bym w ten sposób nie klasyfikowała dotychczasowego dorobku. Oczywiście, jeśli weźmiemy pod uwagę skalę, to możemy się pochwalić naprawdę dużymi projektami. To, że potrafimy okiełznać taki projekt jest bez wątpienia osiągnięciem. Ja bym jednak nie generalizowała. Każdy projekt jest inny i w inny sposób ciekawy.

MFB: Ja nie przedkładam osiągnięć zawodowych ponad te, które są moimi punktami szczytowymi jako człowieka. Przykład? Za swoje super osiągnięcie uznaję to, że potrafię się budzić zadowolona ze swojego życia i każdego dnia z energią ruszać do przodu, czy to na wakacjach czy w pracy.

AF: Ja też staram się zachowywać optymizm. Dbam o to, żeby za każdym razem, kiedy się budzę, wyobrażać sobie – nie udaje mi się to każdego dnia, ale prawie zawsze – że coś ciekawego dzisiaj na pewno się wydarzy. Myślę, że poprzez swoje nastawienie mamy duży wpływ na to, co się dzieje wokół nas. Uważam, że warto pielęgnować w sobie pozytywną energię.

fot. Magdalena Federowicz-Boule i Anna Federowicz /Tremend / fot. Łukasz Zandecki

fot.  AC Hotel by Marriott Kraków/ proj. Tremend / fot. Piotr Gęsicki

fot. MIRASTAR/ fot. Archiwum Saint-Gobain Glass

fot. Royal Tulip Apartments Warsaw Poland/ fot. © Piotr Gęsicki

Translate »